Jako osoba pracująca z psami (mam tu problem, bo określenie „trener”- to za mało, „behawiorysta” -to nie to, „zoopsycholog” – hmm jakoś tak nie do końca pasuje…), wkraczam właśnie w kolejny etapy swojej zawodowej ścieżki. To czas przemyśleń i wniosków.
W świat ten weszłam kilka lat temu, głównie z wiedzą typowo behawioralną. W podejściu tym zakłada się, że istnieje bodziec poprzedzający, który aktywuje zachowanie, które z kolei spotyka się z konsekwencjami (nagrodą lub karą). Gdy jest to nagroda – prawdopodobieństwo pojawienia się zachowania w przyszłości rośnie, a gdy zwierzę spotyka się z karą, maleje. Jakie to proste prawda? Tylko dlaczego nie zawsze działa?! Dlaczego hamując jedno zachowanie, możemy sprowokować inne, równie niepożądane? Dlaczego zapomina się o tym , że układ limbiczny „pamięta” zagrożenia i związane z tym miejsca, ludzi, zdarzenia ?
Wtedy, po niejednym seminarium z zastosowania narzędzi kontroli, przyszedł „bunt” dla awersji, czyli jednego z istotniejszych elementów kwadratu wzmocnień.
Tak, jako „szalona pozytywistka”, przeszłam etap „smaczkowania”, który na szczęście szybko minął, ponieważ przyszły kolejne wątpliwości. Wciąż czegoś brakowało w tej całej układance, by naprawdę efektywnie pomagać psom.
Odpowiedzią były Emocje. W przyrodzie „nic nie ginie” i dana emocja, zawsze musi zostać wyrażona na zewnątrz, podczas gdy w podejściu behawioralnym, pomija się procesy wewnętrzne (emocje, uczucia, potrzeby). A to właśnie one, w znaczącym stopniu motywują podjęcie takiej, a nie innej decyzji oraz aktywują dane zachowanie. Bo czy można myśleć o jedzeniu gdy przeraża nas coś w otoczeniu?
W pozytywnym podejściu często też uczy się psa zachowania zastępczego, innego niż zachowanie niepożądane. Zwykle jednak pomija się, czy dane zachowanie jest dla psa możliwe do wykonania pod kątem:
🐾emocjonalnym (poziom stresu, pobudzenia, poczucie zagrożenia),
🐾społecznym (odcięcie możliwości komunikacji z nami lub innym osobnikiem),
🐾mentalnym (czy pies na pewno wie i rozumie komendę, którą ma wykonać biorąc pod uwagę stresujące okoliczności, które ograniczają dostępność wyuczonych zachowań),
🐾rzadziej fizycznym (zwykle nie wymagamy od psa zachowań, których nie jest w stanie wykonać ale czasem zapominamy, że nawet hasło „waruj”, może być dla psa trudne, ze względu na wiek czy przebyte urazy).
Biorąc powyższe pod uwagę, często „zwykłe” siad w obecności bodźca (np. drugiego psa, który grozi lub w wyniku wcześniejszych doświadczeń jest postrzegany jako zagrożenie), rośnie do rangi niewyobrażalnie trudnego zadania… A w opiekunie rodzi frustrację „bo to nie działa!”.
I wtedy przyszła fascynacja zagadnieniem komunikacji społecznej, która dała mi odpowiedź na wiele brakujących pytań. Obserwowanie psa, jak się czuje w danej sytuacji, co lubi, a czego unika, dawanie wsparcia i proponowanie różnych strategii, aby pomóc mu poczuć się lepiej, obniżenie stresu, zbudowanie poczucie bezpieczeństwa, aby wpłynąć na emocje towarzyszące w postrzeganiu bodźca, a tym samym zachowanie w jego obecności. W końcu regulacja zachowań poprzez rozpoznanie i redukcję stresorów (brak snu, eksploracji, węszenia czyli zaspokojenia potrzeb i inne stresory fizyczne, relacja w grupie społecznej, balans w życiu psa, ewentualne choroby), zmianę zachowania psa w oparciu o to, czego rzeczywiście w danej sytuacji potrzebuje (jedzenie, dystans, poczucie bezpieczeństwa, kontrola nad sytuacją), wykorzystanie naturalnych strategii oraz zachowań, które oferuje pies i ich wzmacnianie, a w końcu zrozumienie i umiejętne poruszanie się w obszarze psio-ludzkiej komunikacji.
I do dziś to jest niezwykle ważny i efektywny obszar mojej pracy z psami. Bardzo często pomagam psom i opiekunom w ten właśnie sposób, ale jak się z czasem okazało … nie wszystkim!
Brakujące puzzle układanki uzupełniły się, gdy zrozumiałam, że czasem trzeba wejść z naszym psem w KONFLIKT! Tak, właśnie tak! Brrrr… kiedyś na samą myśl bym dostała gęsiej skórki, bo przecież jak to tak?! Chronienie, unikanie stresu, frustracji, dbanie o ciągły komfort… Jak się okazało, to czasem droga donikąd.
Są sytuacje, w których po prostu musisz wejść ze swoim psem w konflikt by przeformułować relację i wejść na właściwe tory. Czasem musisz zburzyć wszystko by zbudować od nowa. Czasem musisz zrozumieć, że to informacja wychodząca z wnętrza grupy społecznej ma kluczowe znaczenie (świat nie zmieni się dla ciebie!), a aby pies nie ignorował tej informacji, musi szanować Ciebie i Twoje zdanie.
Mówisz „on mnie tak kocha to mnie broni”, ale miski z żarciem też będzie bronił przed innymi psami. Tylko czy ktoś się przejmuje wówczas tym, co „myśli” miska? No właśnie … „Miska” ma niewiele do powiedzenia, w każdej sytuacji.
Konflikt aby zdjąć z psa odpowiedzialność za sytuacje, w których nie powinien reagować, jest dobry dla naszego psa. Pies, który kontroluje opiekuna (z kim może się przywitać, kto może do niego podjeść czy odwiedzić w mieszkaniu ) nie jest psem szczęśliwym. Ciąży na nim ogromna odpowiedzialność, którą trzeba z niego zdjąć – to buduje ulgę i komfort. Pies nie może być obciążony koniecznością kontrolowania otoczenia i trzeba mu to jednoznacznie przekazać. Nie smakołyki, ale jasny komunikat, stanowczość i mowa ciała, to podstawa budowania zdrowej relacji z psem. Mimo że na początku będzie konflikt, będzie stres, będzie złość, będzie frustracja… potem przyjdzie balans i harmonia
I tak dzisiaj jestem w miejscu, w którym śmiało łączę ze sobą behawioryzm z komunikacją i podejściem społecznym. W tym podejściu, równie ważne jak wspieranie, jest stawianie granic. Dobry przewodnik, któremu pies ufa, jest stabilny i stanowczy, ale NIGDY agresywny. Agresja, przemoc, siła fizyczna to słabość i nic tego nie usprawiedliwia.
To była długa droga. Moja droga i to jest mój sposób pracy z psami. Ciekawe „gdzie” będę za następnych kilka lat, bogatsza o kolejne doświadczenia